No więc jest ten gość na grupie gier wojennych, którzy pisze posta, że grał już w Nevskiego trzy partie, wszystkie były nudne, żmudne i zajebiście mu się ta gra nie podoba. Nevsky jest jedną z moich ulubionych gier wojennych, więc uśmiecham się do siebie i powtarzam w myślach jak mantrę: “De gustibus. Każdy z nas ma inny gust. Świat piękny jest różnorodnością.” Zadziwiam się trochę, że się chłopu chciało grać trzy razy w czterogodzinną grę, która mu się nie podoba, ale z drugiej strony gra tania nie jest, kupił, zanim wyrzuci postanowił się upewnić, że na pewno nie jego klimaty. Szanuję.

Nie mija jednak miesiąc, kiedy na tej samej grupie, ten sam gracz objeżdża grę Almoravid. Dla wszystkich z was, którzy nie wiedzą czym jest Almoravid, wyjaśniam – to jest Nevsky tylko, że z akcją w Hiszpanii. Ta sama rodzina gier, jedna seria, kilka mini reguł zmienionych i tyle. Wtedy zacząłem drapać się po głowie.

No i chłop pisze tego długaśnego posta, w którym masakruje Almoravida, że nudny, że żmudny, i że tak samo mu się nie podoba jak Nevsky. No i ja nie wiem, czy wchodzić w tą sekcję komentarzy i zwrócić mu delikatnie uwagę, że to te same gry, że jeśli nie jest fanem hamburgerów, to przerzucenie się z McDonalds na Burger King nie zrobi mu dnia. Ostatecznie nie wchodzę w dyskusję, nie będę naprawiał świata, nie będę rzecznikiem GMT. 

Mija kilka dni, no i nie zgadniecie. Ten chłop ponownie zagrał w Almoravid. Nie uwierzycie, ale nie podobało mu się, gra żmudna, głupia i nudna. Całość swojego raportu z rozgrywki kwituje ostrzeżeniem – jeśli Inferno będzie równie nudne, to będzie to ostatnia gra w tej serii jaką kupił.

No tak, dobrze się domyślacie – Inferno to Nevsky tylko że we Włoszech. Ta sama liniia, ta sama rodzina, kilka ledwo zmienionych reguł. I tak siedzę tu w poszukiwaniu puenty dzisiejszego artykułu i nie mam nic. Ręce mi opadły, w klawisze uderzam nosem i pozostanie mi chyba tylko zaapelować – ludzie złoci, szanujcie swój czas. Nie grajcie w gry, które zaprojekowano dla kogoś innego. 

 

Share: