Nie mirmiłkuj, dociąg kart bywa losowy!

Droga do domu zajmuje mi, zależnie od korków, od 20 do 15 minut. Przez ponad połowę tej trasy narzekaliśmy na War of the Ring: the card game. Właśnie skończyliśmy rozgrywkę i wylewaliśmy swoje żale. Ja narzekam, że mega losowa. Marek potwierdza, że karty bardzo sytuacyjne, w określonych układach bardzo potężne, a w innych zupełnie nieprzydatne. Ja jęczę, że skalowanie gry jest mega dziwne, warianty na 2, 3 i 4 graczy różnią się masą drobnych reguł. Marek tymczasem ma czelność i już po pierwszej rozgrywce narzeka na balans, że rozjechany, że na trzech graczy Drużyna Pierścienia sprawia wrażenie znacznie potężniejszej. 

Włączałem się właśnie do ruchu na Rybnickiej, gdy Marek stwierdza, że z chęcią zagrałby ponownie. Ja też nie mogę się doczekać rewanżu, odpowiadam.

War of the Ring: The Card Game to cztery talie, po dwie dla graczy preferujących siły Dobra, i dwie dla graczy kibicujących Sauronowi. Do tego talia kart Lokacji, przez które będzie wędrowała Drużyna Pierścienia i kart Pól bitwy, na których będą toczyły się epickie zmagania. W swojej turze wgrywamy karty do Lokacji lub do Pola Bitwy, karty dodają nam siłę, lub specjalne zdolności, i jak już wszyscy sobie pozgrywają tyle tylko kart ile chcą, porównujemy siłę i dana strona wygrywa Lokację, czy Pole Bitwy, bierze je do swojej puli Zwycięstwa i wszystko zaczyna się od nowa, nowa Lokacja, nowe Pole Bitwy, zagrywamy karty, porównujemy siłę.

Nie da się wymyślić prostszej gry.

Jak w przypadku gier karcianych wszystko kryje się w kartach, w ich zdolnościach, w synergii pomiędzy umiejętnościami, w zagrywaniu ich tak, by z danej karty wyciągnąć absolutnego maksa. I tu właśnie kryje się największa siła, i przekleństwo War of the Rings: The Card Game. Te combosy są epickie, ta kawaleria Rohanu przybywająca na pole bitwy robi orkom prawdziwą jesień średniowiecza, ale żeby to się udało, musisz tą kawalerię mieć akurat wtedy, gdy walczycie o Minas Tirith, nie później, nie wcześniej, ale właśnie wtedy. Gdy trafiła ci na rękę zbyt wcześnie, gdy trafiła ci na rękę zbyt późno, jej siła jest tylko cieniem samej siebie. 

Grając w War of the Ring: The Card Game można dostawać cholery co kilka minut, można rwać włosy z głowy, wzywać bogów, przeklinać pecha, i przeklinać jej autora, Iana Brodiego. Można też wręcz przeciwnie, można zasiąść do stołu z przeświadczeniem, że los będzie starał się wykręcić ci numer, że karty będą przychodziły w najmniej sensownej kolejności, że wszystko będzie nie tak. Można ją potraktować jako wyzwanie, jako walkę z siłami Ciemności i zarazem z siłami pechowego dociągu. War of the Ring: the card game możesz ocenić na 1 lub na 10, zależnie z jakim nastawieniem do niej usiądziesz.

Ja siadam z uśmiechem, ja siadam ze świadomością, że to gra karciana, że nie mam wpływu na dociąg kart, że siadam, by ugrać ile tylko zdołam z tego, co los mi rzuci. War of the Rings: The Card Game jest dla mnie świetną grą okraszoną genialnymi grafikami, przesiąkniętą klimatem, wypełnioną moimi ukochanymi bohaterami, grą, która na długo zostanie w mojej kolekcji.

Share: