No więc będę narzekał. Zaparz sobie kawy, rozsiądź się wygodnie i możemy zaczynać. Otóż życie wydawcy gier planszowych jest niesprawiedliwe. Taki wydawca komiksów, taki wydawca książek, taki jeden z drugim YouTuber – oni mają łatwiej. W czym mają łatwiej? No w okładkach. Chodzi mi oczywiście o okładki.

Oficjalnie mój zawód to wydawca gier planszowych, ale ci z was, którzy znają mnie lepiej wiedzą, że ostatnią dekadę spędziłem głównie na stanowisku szefa działu marketingu. W tym dziale marketingu, który zawsze kręcił się wokół testu A/B, wokół badania reakcji, wokół próby. Wokół użyjmy tych trzech reklam i sprawdźmy, która się lepiej klika. Wokół wrzućmy na YouTube ten film, a po dwóch dniach podmieńmy miniaturkę i zobaczmy czy zmieniła się klikalność. Wokół wyślijmy ten newsletter z dwoma różnymi tytułami i sprawdźmy który ma większy Open rate

W marketingu nic nie jest brane za pewnik, w marketingu, dzięki obłędnej, dogłębnej analityce wszystko można sprawdzić, zmierzyć i szybko dostosować, by wynik był jak najlepszy. W marketingu od ponad dekady wszystko sobie mogłem testować i dostosowywać do gustu klientów.

Jak ma się to do rynku wydawniczego? Ano tak się ma, że nie raz i nie dwa wydawcy książek wrzucają na półki księgarń wydania z dwoma wariantami okładki (czy jak w przypadku premiery najnowszej książki o Wiedźminie w czterech!) i obserwują co idzie lepiej. Podobnie wydawcy komiksów, choć tam to już kompletne szaleństwo, tam mniej chyba analityki, a więcej żerowania na instynktach kolekcjonerskich fanów komiksów, tu okładka rysowana przez takiego artystę, tu rysowana przez innego, ta ma srebrny napis, a ta jest czarnobiała. Jeden komiks, dziesięć wersji okładki na półkach.

No i w tym wszystkim jestem ja, narzekający wydawca gier planszowych. Był jeden słynny eksperyment z wyśmienitą grą Bruno Cathali Abyss, która trafiła na rynek w pięciu wersjach pudła, lecz generalnie nikt tak nie działa, nikt nie przygotowuje zestawu A/B, nikogo nie stać na takie eksperymenty, by wrzucić na rynek grę w kilku różnych pudełkach – nie stać, bo okładka gry planszowej to zarazem jej pudło – wcale nie mały koszt produkcji podmienić takie pudło i zrobić w różnych wersjach i wypchnąć na rynek.

Nie podmieniamy więc, choć wiemy, że człowiek kupuje oczami, nie podmieniamy, choć wiemy, że nie byłoby sukcesu Scythe, gdyby nie ilustracja Jakuba Różalskiego, nie podmieniamy, choć wszystkie, absolutnie wszystkie dane analityki pokazują, że ludzie klikają film na YouTube nie dlatego, że gość ciekawie gada, ale dlatego, że miał fajny obrazek! 

Kupujemy oczami. Ja to wiem i dlatego narzekam. Ja boleję, że zlecam produkcję gry z jedną konkretną okładką i aż mnie trzęsie wewnętrznie, że wrzuciłbym na rynek grę w małym nakładzie, za to w trzech różnych pudłach, sprawdził, które sprzedaje się najlepiej i przy dodruku jechałbym już tylko z tym najmocniejszym, najchętniej kupowanym. Bo my, ludzie, kupujemy oczami.

Za kilka tygodni, 18 stycznia, na Portalconie zaprezentujemy nowe tytuły ze stajni Portal Games. I choć plan jest taki, że to są finalne, ostateczne i jedyne okładki, powiem wam, że tak naprawdę nie wiem, że nie mogę obiecać, że jednak może się zdarzyć, że po raz pierwszy w historii szef działu marketingu, Ignacy Trzewiczek, powie wydawcy gier planszowych, Ignacemu Trzewiczkowi, że dość skakania na główkę z tymi pudłami. Że czas najwyższy na test A/B…

 

Share: