Matematyka wbiła nam nóż w plecy!

Grami wojennymi interesowałem się od zawsze. Grałem w nie niestety niewiele – poruszając się po przestworzach gier RPG, gier bitewnych i oczywiście nowoczesnych planszówek, na te gry wojenne nie starczało czasu. A nadto, nie miałem współgraczy. 

Kupowałem sobie więc taką jedną czy drugą grę raz na pół roku, uzupełniając kolekcję o takie klasyki jak Commands & Colors: Ancients, czy Manoeuvre. Zagrałem dwa razy w roku i jakoś tam sobie tłumaczyłem, że ma to sens, że współczynnik Rocznego Ogrania Tytułu wynosi mocne dwa, czyli warto.

Lata mijały, gdzieś tam ta kolekcja, wolno, ale jednak rosła, aż w końcu podjąłem decyzję, by bardziej aktywnie rozglądać się za pasjonatami wojenniaków. Rozejrzałem się, pogadałem to z tym, to z owym i krok po kroku zbudowałem lokalne kółko miłośników gier wojennych. Zrobiła się z nas regularna piątka i nagle okazyjne partie raz na pół roku zmieniły się w trzy, a czasem i cztery partie w miesiącu!

Pal sześć, że wreszcie gram w wojenniaki. 

Najważniejsze, że wreszcie mam wymówkę, by je kupować. Wszystkie te vlogi, wszystkie te recenzje, wszystkie te rankingi, które kusiły mnie wspaniałymi grami teraz mają sens! Ruszam na zakupy!

Nie ma miesiąca, by do kolekcji nie wskoczył kolejny tytuł. W kwietniu Atlantic Chase o wojnie na Atlantyku, w maju Downfall of the Third Reich, czyli gra z gatunku grand strategy o drugiej wojnie światowej, oraz Inferno o wojnach w Hiszpanii, w czerwcu Mr. President o zarządzaniu państwem w czasach kryzysu, a w lipcu Plantagenet o Wojnie Dwóch Róż. W sierpniu Patria Libre o rewolucji w Meksyku i tak dalej, i tak dalej. 

No ale jak tu nie kupować, skoro matematyka jest po mojej stronie? Jak nie kupować, gdy współczynnik Rocznego Ogrania Tytułu wskoczył ze słabego 2 na mocne 3.5? Jeden zakup na miesiąc, trzy czy cztery spotkania miesięcznie – toż to Państwo sami widzą, że warto, że trzeba, że żona to zrozumie i może nawet pochwali!

No ale oczywiście chwilę potem wszystko się pięknie i z hukiem rypnęło. 

Rypnęło się z hukiem, bo dokładnie do tych samych wniosków doszli moi wojenni partnerzy, też od lat podduszani brakiem przeciwników, którzy też przez lata nie kupowali, choć ich ściskało, którzy nie powiększali kolekcji, choć tytuły kusiły jak diabeł. W końcu mieliśmy wojenną grupę. Wszystkim na raz puściły hamulce. 

A matematyka nie dała nam upustu. Najmniejszego.

Czterech graczy kupujących po jednej grze miesięcznie daje 4 nowe tytuły w ekipie. Ekipa spotyka się 3 lub 4 razy w miesiącu. Współczynnik Rocznego Ogrania Tytułu ze słabego 2 poleciał na łeb na szyję i zatrzymał się na 0,875. I nijak nie chce wzrosnąć.

Tak więc postanowiłem zmienić strategię. Zmienić grupę. Ponownie szukam graczy do grania w wojenniaki.

Ale teraz szukam takich, którym żona zabrania kupować nowych gier!

Share: