Składam wniosek o nagrodę!

Mam na koncie kilka nominacji i nagród Dice Tower, ale w tym tygodniu postanowiłem nominować się do kolejnej. Nagród nigdy dość. Wszystko zaczęło się o 7:54 rano, kiedy oddałem klucz do pokoju hotelowego w Caribe Royale w Orlando, wsiadłem do samochodu i ruszyłem na lotnisko. DiceTowercon dobiegł końca, czas wracać do domu.

Godzinkę z hakiem później samochód oddany do wypożyczalni, walizka zdana, security check zrobiony, wszystko idzie gładko. Teraz 2 godzinki czekania na lot i możemy ruszać. 

Cztery godziny później nadal jestem w Orlando. Co gorsza, od 2 godzin tkwię w samolocie, a samolot tkwi na lotnisku. 

“Jak państwo widzą zapewne na swoich telefonach i czytają w wiadomościach aktualnie nad wschodnim wybrzerzem jest extremalna pogoda i nie możemy lecieć. Wyznaczana jest nowa trasa lotu.”

Jak zapewne wiecie, boję się latać. Słowa extremalna pogoda wprawiły mnie w wyśmienity wprost nastrój.

“Tu kapitan, mam nowy update. Wyznaczono nam nową trasę, ale niestety, sztorm się przesuwa i jednak nie możemy z niej skorzystać.”

Siedzę w fotelu, mokry jak mysz i wyobrażam sobie tych ludzi na lotnisku, którzy patrzą gdzie walą pioruny i rysują na mapie przesmyki i krótkie okna szansy na przemknięcie przez to szaleństwo suchą stopą. Jest wprost zajebiście.

“Tu kapitan, otrzymaliśmy nową trasę. Proszę natychmiast usiąść w fotelach i zapiąć pasy. Zostało nam niewiele paliwa i musimy ruszać natychmiast.” Facet nie skończył jeszcze zdania, a samolot już zaczyna przyspieszać. 

Serce wyskakuje mi z piersi, twarz jest blada jak ściana. Czy on właśnie powiedział, że mamy niewiele paliwa? Ruszamy?!  Nie ma tu jakieś stacji benzynowej?!

Mdleję. Wybudzam się szybko, trzęsie tak jakbym był zamknięty w beczce i staczał się w dół z Giewontu. 

“Please, don’t expect smooth travel today. Proszę mieć pasy zapięte przez cały czas.” mówi kapitan. Już nie jestem blady. Jestem trupio blady. Zapłaciłem za bilet na samolot, a jestem w rollercoasterze. WTF?!

O 16:00 jesteśmy w Newark. Nogi mam jak z waty, ręce mi się trzęsą, podróżujemy 8 godzin, a ja postarzałem się w tym czasie co najmniej o kilka lat.

Lot do Frankfurtu mamy za 6 godzin, więc mam czas na herbatę i ochłonięcie. Przyda się, bo za rogiem kolejna przygoda. Gdzieś o 21:00 dostaję notyfikację, że lot do Frankfurtu będzie opóźniony. 

Notyfikacja nie kłamie. Jest opóźniony prawie o półtora godziny. Oficjalna informacja jaką otrzymujemy brzmi, że załoga przeprowadza dodatkowe “security tests”. Nie wiem czy mam czuć ulgę, czy strach. To czternasta godzina poróży. W zasadzie to już nic nie czuję…

We Frankfurcie lądujemy 8 godzin później, tuż przed 13:00 czasu lokalnego. Samolot, którym mieliśmy lecieć do Katowic jest już w połowie drogi do Polski. 

Kiedy znajduję na lotnisku biura United dowiaduję się, że nie ma już dziś innego lotu do Katowic. Ale mogą mnie wysłać do Warszawy, i stamtąd sobie dotrę do Katowic. Mija dwudziesta czwarta godzina wyprawy. Jest mi już zajebiście wszystko jedno. Mogę lecieć do Warszawy, co mi tam.

Przy bramce dowiadujemy się, że lot jest overbooked i muszą odstrzelić 2 osoby. Oferują 250 euro w ramach przeprosin. Chętnych nie ma. Będą chyba losować. Jak trafią mnie to się chyba zastrzelę.

Wylosowali kogoś innego. Uff. Mogę lecieć do Warszawy.

To znaczy nie mogę, bo lot jest opóźniony, ale co się odwlecze to nie uciecze. Jest dwudziesta siódma godzina podróży. Jestem na pokładzie samolotu.

Lądujemy w Warszawie. Herbata. Kanapka. Trzy godziny oczekiwania na lot do Katowic. 

Otwarli bramki. Minęła 30 godzina podróży. Możemy lecieć.

Nie, jednak nie możemy. 

“Nie ma pana w systemie.” mówi pracownik LOTu.

“Co?!” pyta Merry i powiem wam jedno. Merry to moja żona. Ja znam ten ton. Ja znam to spojrzenie. Ja wiem, że ona go zaraz zamorduje.

“Dokładniej mówiąc, jesteście państwo w systemie, ale nie jesteście zaakceptowani do lotu. Ktoś z United nie kliknął, żeby was dodać do lotu.”

Gość podnosi wzrok z monitora komputera, spogląda na Merry i wie, że właśnie walczy o życie. Widzi po mnie, że ja mam już na to totalne wyjebongo, albo Merry urwie mu łeb, jeśli nie znajdziemy się na pokładzie. 

Gość przełyka ślinę, bierze słuchawkę i gdzieś dzwoni: “Słuchaj, mam tu dwa zrzuty z Frankfurtu…”

Nazwał Merry zrzutem. No, kurczę, odważny typ.

Drukuje nam karty pokładowe.

“A nasza walizka?” pyta Merry.

Gość dzwoni na magazyn. Podaje numer walizki. Gada z kimś przez chwilę, pyta Merry: “Taka żółta?”

“Tak, żólta z ananasami.”, gdyby słowa mogły zabijać, połowa ludzi na pokładzie zeszłaby teraz na zawał serca.

“Dostarczymy.” odpowiada gość. Wie, że stąpa po grząskim gruncie. Ja dalej wyjebongo, komiksy mam w plecaku, w walizce mam tylko brudną bieliznę.

W drodze na pokład widzimy naszą walizkę. Stoi samotnie porzucona – jest w systemie, ale nie zaakeptowana, zrzut z Frankfurtu, smutna i zagubiona. 

Wchodzimy na pokład. Fundujemy wszystkim na pokładzie dodatkowe 30 minut opóźnienia gdy nasza walizka jest dostarczana na pokład.

Lądujemy w Katowicach. Wsiadamy do auta. Docieramy do domu tuż przed pierwszą w nocy. Łącznie 34 godziny i 30 minut. Uwielbiam latać.

 

***

A co to ma wspólnego z nagrodą Dice Tower? Ano to, że The Dice Tower con to rewelacyjna impreza, konwent, od którego jestem totalnie uzależniony, wracam tam co roku i w 2024 ponownie wsiądę w samolot i wybiorę się do Orlando. 

Niniejszym składam jednak wniosek o przydzielenie mi specjalnej nagrody – The Dice Tower – The Most Dedicated Attendee!

Share: