Od ponad dekady nie brałem udziału w żadnym turnieju. Na konwentach pojawiam się zawodowo, pracuję na stoisku Portal Games i ani nie mam czasu na wielogodzinne zmagania, ani też chyba nie wypada, by osoba pracująca w branży nawalała się z uczestnikami o główne nagrody. Wypadłem ze sceny gier figurkowych, nie rozpocząłem przygody w walkach o klucze w Keyforge, czy o budowanie dróg w Catanie. Turnieje to dreszcz emocji, to adrenalina wynikająca z rywalizacji, i oczywiście sporo frustracji, gdy któryś z przeciwników zagubi się w tych zmaganiach, skupi się na nagrodzie i depcząc reguły fair play psuje innym zabawę. Od lat nie miałem z tym styczności.
W zeszły weekend, po ponad dekadzie przerwy wziąłem udział w turnieju. Stremowany, a jakże!, spakowałem karty do Arkham Horror LCG do pudełka i poszedłem na turniej; mały, lokalny, organizowany w pubie planszówkowym w moim mieście.