Za dzieciaka było inaczej. Po prostu się grało. Taki dzieciak jest jak kot, on nie rozumie koncepcji czasu, taki dzieciak żyje dniem codziennym w błogim przeświadczeniu, że tak będzie zawsze. Graliśmy więc w RPG dwa razy w tygodniu, po lekcjach, tak jak grają dzieciaki – niekończąca się kampania, bez początku, bez końca, bez story arc, ot, po prostu gramy.
Człowiek trafia potem na studia, wydaje mu sie, że dorośleje, że mądrzeje, ma dziewczynę, może pić piwo, ale tak naprawdę dalej jak ten kot, bez poczucia czasu, bez świadomości, że to się zaraz skończy, że to cotygodniowe granie z kumplami, że ta zabawa bez planu, bez początku, bez końca, że w końcu będzie koniec. Przyjdzie życie, przyjdą praca, dzieci, że w końcu naprawdę wydoroślejesz i tak naprawdę wtedy dopiero zrozumiesz pojęcie czasu.