Wiedziałem tyle co wie każdy – że Charles Darwin, że teoria ewolucji, że człowiek pochodzi od małpy. Tyle mi zostało w głowie ze szkoły. Tyle co nic.
A później pojawił się Robert Masson zagonił mnie do pracy przy dodatku Wyprawa H.M.S. Beagle. Chcąc niechcąc zagłębiłem się w tło historyczne, raz dlatego, że lubię wiedzieć o czym robię gry, dwa dlatego, że czułem i widziałem, że dla Roberta było to piekielnie ważne. Napisał duży wstęp do kampanii pokazujący ramy czasowe, zwracał uwagę przy każdym ze scenariuszy jak ważne kryją się tam odwołania do prawdziwych wydarzeń z życia Darwina.
Doczytywałem, odwiedzałem strony poświęcone wyprawie H.M.S. Beagle, połączyłem ze sobą szereg kołatających się na granicy świadomości faktów (żółwie z Galapagos, ha!), a w końcu i wskoczyłem na Amazon.co.uk i kupiłem Creation, film fabularny poświęcony postaci Charles Darwina. Była to finalna klamra, która poukładała mi wszystko i spięła w całość.
Dziś, dzięki pracy nad H.M.S. Beagle wiem po stokroć więcej o całej tej historii. Poszukując materiałów, doczytując, przeglądając oryginalne dzienniki Darwina, spoglądając na tę historię przez pryzmat całego tła historycznego poznałem postać Darwina znacznie lepiej niż mógłbym ją poznać wtedy, jako dziecko z podstawówki. Darwin to nie był jakiś smutny gość, który dodał dwa do dwóch i wyszło mu, że to cztery. To nie był byle biolog, który pooglądał zwierzątka i doszedł do wniosków, które dziś są dla nas wszystkich tak oczywiste.
Ten człowiek wziął wszystko co wiedziano wtedy o świecie i wywalił do kosza. Postawił tezy, o wadze i znaczeniu jakich nikt wcześniej ani później nie postawił. Ogłosił teorie sprzeczne w mniemaniu mu współczesnych z naukami kościoła.
Tak jak wieki przed nim Kopernik odważył się powiedzieć, że to ziemia krąży wokół słońca, tak Darwin odważył się powiedzieć, że siłami natury rządzą prawa ewolucji. Trzeba do tego odwagi, co?
Obejrzcie Creation. Zagrajcie w H.M.S. Beagle. Uczcijcie człowieka o niezwykłym umyśle. Ja sam piekielnie jestem dumny, że dołożyłem swoją cegiełkę do uhonorowania Darwina i że na swój sposób także oddałem mu hołd.
Co roku spotykam więcej autorów gier. Lista ludzi z branży, których poznałem i których uwielbiam rośnie i rośnie. Kilka lat temu znałem Michała Oracza, potem poznałem Bruno Faiduttiego, Adama Kalużę, Emanuela Ornellę i poleciało jak z górki. No i mam – kładę na stół planszę i emocje od razu jak u dziecka, bo grę, w którą będę grał zaprojektował ktoś, kogo znam osobiście, którego lubię i bardzo szanuję.
W większości przypadków, jak np. z K2 Adama Kałuży jestem piekielnie dumny, że grę zrobił mój kumpel. Uwielbiam grę, uwielbiam Adama, wiem, że facet kocha góry, i strasznie się cieszę, że stworzył tak świetną grę o himalaiźmie. Z drugiej strony czasem jest tak, że powstaje gra, która niezbyt mi się podoba, i wtedy czuję się naprawdę paskudnie. Tak mam z Jaskinią Adama. Jak dla mnie za dużo tam tych żetoników, znaczników, za mało emocji. Chciałbym, by gra była ciekawsza. Wiem, że Adam jest pasjonatem tego tematu, wiem, że spędził niezliczone godziny łażąc po jaskiniach, wiem że to jego konik.
A mi Jaskinia się nie podoba. Bardzo niefajne to uczucie.
Dobra wiadomość jest taka, że moi koledzy po fachu robią zazwyczaj świetne gry. Takie jak na przykład ta, zapowiedziana niedawno przez Days of Wonder gra Bruno Cathali. Miałem przyjemność w zeszłym roku zagrać w prototyp.
Wrzucajcie ją na radar, bo ta gra dosłownie powali Was na kolana. Zapamiętajcie moje słowa.