W pewnym momencie, ni stąd ni zowąd mówi, że w ten weekend grała z rodziną w Robinsona. „Było super. Moja mama była tak podekscytowana, że nie potrafiła spokojnie usiedzieć i wiecznie stała nad stołem. Wiesz, oni na codzień nie grają w planszówki, to było dla nich coś zupełnie nowego. Z trudem ale udało nam się wygrać, zbudowaliśmy stos i uciekliśmy z wyspy. Wiem, wiem, źle graliśmy. Ale i tak było super!”
To jest mój tlen. To dla takich właśnie momentów pracuję od rana do wieczora. Dla takich chwil siedzę późną nocą wycinając kolejne elementy prototypu i testując to cholerstwo do upadłego. Dzięki chwilom jak ta mam siłę walczyć z kolejnymi wersjami gry, które nie działają w taki sposób jakbym chciał żeby działały. Nie poddaję się bo dla takich chwil jestem gotów absolutnie na to wszystko.
Ponieważ, koniec końców gdzieś tam jest rodzina, która spędzi godzinę czy dwie we wspólnym gronie, wspólnie przeżywając niesamowitą przygodę i ciesząc się wygraną z najbliższymi.
To jest mój tlen.
Tłumaczenie z Board Games That Tell Stories.