W niedziele odwiedzili nas znajomi ze Szwajcarii oraz Francji. Byli u nas na Wielkanoc i zostali kilka dni po świętach. Spędziliśmy całe 4 dni grając jak zwariowani. Przez stół przewinęły się prototypy od Matagot’u oraz kilka prototypów z Portalu. Graliśmy w przeróżne gry, zaczynając od sucharów euro (Orleans!) poprzez gry imprezowe (Bousack!). Siadaliśmy również do podchwytliwych gier (Abluxxen!) oraz tych bardziej tematycznych (Okiya), przerobiliśmy również gry rodzinne (Takenoko), a także gry typowe dla graczy (Nefretiti). Niestety nie nagrałem naszych rozgrywek, ale jestem pewien że wylądowało na naszym stole coś koło 40 gier w przeciągu tych kilku dni.
***
Podczas ostatniej nocy gier w całym tym zapierającym dech w piersiach maratonie graliśmy w 1812: The Invasion of Canada. Ja i Merry przeciwko trójce naszych gości. Współpraca której nie da się z niczym innym porównać. My dowodziliśmy siłami amerykańskimi, dyskutowaliśmy między sobą w języku polskim o tym jaki będzie nasz następny ruch i jak przechytrzymy naszego przeciwnika. Oni dowodzili rdzennymi Amerykanami, Kanadyjczykami i Brytyjczykami. Porozumiewali się w języku francuskim w jaki sposób nas zmiażdżyć. Języka angielskiego używaliśmy tylko w dwóch wypadkach: albo po to żeby się przedrzeźniać oraz w po to żeby obniżyć morale przeciwnika. Cóż, Hicham (dyrektor generalny Matagot) używał jeszcze angielskiego w trochę innym celu tj. improwizował głos brytyjskiego oficera. Raczej nie da się tego ubrać w słowa jak brzmi osoba z bardzo wyraźnym akcentem francuskim, gdy próbuje brzmieć niczym brytyjski arystokrata.
90 minut czystej radości. Wspaniałe uwieńczenie tego niesamowitego maratonu gier planszowych. Piątka osób z różnych zakątków Europy. Jeden stół, jedna plansza, jedna pasja!
Tak więc jeśli jeszcze przypadkiem tego nie zauważyliście… Kocham gry planszowe, i kocham was! Graczy, ludzi z tą samą pasją i miłością do planszówek co ja.
tłumaczenie archiwalne z Board Games That Tell Stories.