Kilka dni temu Ryu zapytał mnie, czy chcę z powrotem moją Cavernę. Z wyrazu na twarzy szybko pojął, że na śmierć o niej zapomniałem. Kupiłem ją na początku roku, pożyczyłem mu i nigdy nawet nie miałem okazji w nią zagrać.
Chwilę później napisałem na moim Twitterze.
I’ll post list of games I purchased & never played. I can’t believe how stupid I am buying all those games I know I won’t have time to play
— Portal Games (@trzewik) April 29, 2014
Ot, krótki komentarz na temat tego, że powinienem się leczyć. Nieopatrznie poruszyłem lawinę.
@trzewik I recently gave myself an ultimatum. No new purchases until I played 10 games that have been languishing — Dave Lartigue (@daveexmachina) April 29, 2014
@trzewik story of my life. Especially the miniatures games. So. Much. Unpainted. Plastic.
— Robin Lees (@RMBLees) April 29, 2014
@trzewik @RMBLees I refuse to buy any more minis games for lack of painting. BTW, I counted my unplayed list of games & expansions. it’s 151 — Matthew Soares (@CBJ_Matt) April 29, 2014
@CBJ_Paul @trzewik @CBJ_Matt @phillier937 I have 79… 🙁
— play board games (@play_boardgames) April 29, 2014
Wariaci, sami wariaci wokół…
Wróćmy do Caverny. Kupiłem ją na początku roku, gdy cały planszowy świat rozpływał się w pochwałach nad nią. Wszyscy o niej mówili i ja też chciałem o niej mówić, debatować, chciałem mieć swoją opinię i poznać to cudo. Mimo że wiadomo było, że ukaże się polska edycja, nie czekałem i kupiłem wydanie angielskie. Chciałem ją mieć już, chciałem grać i przeżyć to co przeżywają wszyscy wokół mnie. To było cztery miesiące temu. Nie zagrałem w Cavernę. Polska edycja ukaże się za kilka tygodni. Jestem geniuszem.
Policzyłem gry czekające na półce aż w nie po raz pierwszy zagram. 72 pudła. Obłęd.
Mexica. Zagrałem w Tikal i się zakochałem. Oczywiście kupiłem drugą grę z serii – Mexicę. Nie było łatwo ją zdobyć, ale wytropiłem ją w antykwariacie w Essen. To była moja pierwsza wyprawa do Essen, rok 2005. Odczekam jeszcze kilka miesięcy i zagram sobie w Mexicę na 10 rocznicę zakupu pudła. Mówiłem już, że jestem geniuszem?
Field Commander: Alexander. Zdobyłem go, by dowiedzieć się jak to jest grać solo. Gry planszowe to dla mnie zabawa towarzyska i granie solo zawsze wydawało mi się dziwne. Trafiła do mojej kolekcji dwa lata przed tym jak usiadłem do prac nad Robinsonem i jego wariantem solo. Od tego czasu spędziłem kilkaset godzin grając solo w Robinsona, Dziedzictwo czy Imperial Settlers. W Alexandra jakoś wciąż się nie udało…
Battue. Kupiłem ją bo w 2008 roku polecał ją Bruno Faidutti. Wydana przez wydawcę bodaj z Korei była arcykuszącym skarbem do mojej kolekcji. Skoro Bruno poleca… Kupiłem. Być może jestem jedynym graczem w Polsce, który ma jej egzemplarz. Czuję się tak bardzo elitarnie… Snob ze mnie, że ho ho. Snob i matoł, bo skończyło się na posiadaniu. W życiu w nią nie zagrałem…
Goblins Inc. to dopiero historia. Tej nie kupiłem. Tą pożyczyłem. Było to dwa lata temu, gdy pracowałem nad nową edycją Machiny. Pożyczyłem, by zagrać i… I minęly dwa lata. Jak wielkim matołem jestem, by jeszcze pożyczać gry, skoro nawet nie mam czasu grać w te, które kupiłem?!
Lista jest długa. MicroMutants, 1st&Goal, El Capitan, Fallen Lands, Bushido, Magestorm…
Jestem wariatem. I jedyne co podtrzymuje mnie na duchu to fakt, że najwyraźniej, nie jestem jedyny…