Co roku spotykam więcej autorów gier. Lista ludzi z branży, których poznałem i których uwielbiam rośnie i rośnie. Kilka lat temu znałem Michała Oracza, potem poznałem Bruno Faiduttiego, Adama Kalużę, Emanuela Ornellę i poleciało jak z górki. No i mam – kładę na stół planszę i emocje od razu jak u dziecka, bo grę, w którą będę grał zaprojektował ktoś, kogo znam osobiście, którego lubię i bardzo szanuję.
W większości przypadków, jak np. z K2 Adama Kałuży jestem piekielnie dumny, że grę zrobił mój kumpel. Uwielbiam grę, uwielbiam Adama, wiem, że facet kocha góry, i strasznie się cieszę, że stworzył tak świetną grę o himalaiźmie. Z drugiej strony czasem jest tak, że powstaje gra, która niezbyt mi się podoba, i wtedy czuję się naprawdę paskudnie. Tak mam z Jaskinią Adama. Jak dla mnie za dużo tam tych żetoników, znaczników, za mało emocji. Chciałbym, by gra była ciekawsza. Wiem, że Adam jest pasjonatem tego tematu, wiem, że spędził niezliczone godziny łażąc po jaskiniach, wiem że to jego konik.
A mi Jaskinia się nie podoba. Bardzo niefajne to uczucie.
Dobra wiadomość jest taka, że moi koledzy po fachu robią zazwyczaj świetne gry. Takie jak na przykład ta, zapowiedziana niedawno przez Days of Wonder gra Bruno Cathali. Miałem przyjemność w zeszłym roku zagrać w prototyp.
Wrzucajcie ją na radar, bo ta gra dosłownie powali Was na kolana. Zapamiętajcie moje słowa.